Odławianie koni to stara, wiejska tradycja obchodzona z dziada pradziada w andaluzyjskim miasteczku Almonte. Wydarzenie to jest częścią obchodów Dnia Świętego Piotra (Feria San Pedro). Miejscowi rolnicy zapuszczają się w niebezpieczne bagna i lasy Parku Narodowego Doñana, aby "upolować" dziko żyjące rumaki. Konie, które uda się odłowić, zaganiane są na targ i sprzedawane.
Wcześnie rano główny plac Aldea del Rocio, małej miejscowosci znajdującej się kilka kilometrów od Almonte, jest opustoszały.
O godz. 9 pojawia się starszy człowiek w słomkowym kapeluszu, charakterystycznym dla gorącej Andaluzji. W jednej ręce niesie drewniane krzesło, a w drugiej cienki, drewniany kij używany przez rolników do zaganiania bydła. Rozstawia krzesełko koło Ermita del Rocio (pustelnia). Czeka na przybycie zaganiaczy koni uczestniczących w Saca de las Yeguas.
Mężczyźnie towarzyszy jego 27-letnia córka. Inmaculada zaczęła jeździć konno, podobnie jak wszyscy w okolicy, bardzo wcześnie. Niedawno otrzymała swojego konia. W przyszłym roku będzie chciała dosiąść go uczestnicząc w procesji znanej jako Romeria del Rocío.
To słynna w całej Hiszpanii pielgrzymka, manifestacja religijna mająca ludyczny charakter. Uczestniczą w niej wozy zaprzęgnięte w konie, część osób idzie pieszo lub jedzie na grzbiecie swojego wierzchowca. Większość ubrana w tradycyjne stroje andaluzyjskie. Szlak pielgrzymkowy wiedzie przez Park Narodowy Doñana, aż do sanktuarium, aby tutaj oddać cześć Maryi (Virgen del Rocío).
Pielgrzymka jest najbardziej znanym wydarzeniem w świątecznym kalendarzu. Celebruje się ją od czasów starożytnych. Oddaje wiejski charakter regionu i ogromne przywiązanie do tradycji oraz wielką potrzebę bycia we wspólnocie. Romería ma silne zabarwienie religijne połączone z bogatym lokalnym folklorem. Uczestniczy w niej co roku ponad milion pielgrzymów nie tylko z Andaluzji, ale z całej Hiszpanii.
Jednymi z głównych bohaterów tego wydarzenia są konie. Tak jest od setek lat. Konie są w stanie pokonać nierówności terenu, przez które wiedzie pielgrzymka. Te zwierzęta, to idealny środek transportu towarzyszący człowiekowi od wieków.
Plac zaczyna napełniać się ludźmi. O godz. 10 barwny tłum rozstępuje się, aby zrobić miejsce kawalkadzie jeźdźców wiodących tabuny koni. Z głośników słychać apel o zachowanie ostrożności i zrobienie przejścia, aby uniknąć stratowania przez dzikie zwierzęta.
Od kilku lat stada odłowionych koni dzieli się na grupy, aby zminimalizować niebezpieczeństwo. W przeszłości całe upolowane stado wpadało szalonym galopem na plac. Zapanowanie nad taką grupą wystraszonych, silnych zwierząt było niebywale trudne.
Jeszcze kilka godzin wcześniej przemierzały park Doñana, swobodnie pasły się na jednym z najbardziej dziewiczych obszarów Hiszpanii i jednocześnie jednym z najbardziej różnorodnych krajobrazowo.
Upolowane konie należą do rasy marismeña, spotykane są głównie na terenie parku Doñana. Charakteryzują się wytrzymałością i łatwością adaptacji do ciężkiej pracy w polu. Większość z nich, zanim wpadło dziś rano w ręce zaganiaczy, niewiele miało styczności z człowiekiem.
Regulamin parku jest bardzo restrykcyjny. Możliwość poruszania się po nim jest bardzo ograniczona. Zwiedzającym musi towarzyszyć przewodnik. Dlatego też konie żyją tu w stanie dzikim i nie są niepokojone przez człowieka, najniebezpieczniejszego z drapieżców.
W przypadku yegüerizos, czyli odławiaczy koni sytuacja jest trochę inna. Dzień przed Romeria mają pozwolenie poruszania się po parku, zlokalizowania stad i przygotowania zasadzki, aby jak najsprawniej przechwycić grupy koni i przeprowadzić je do miasteczka. Chociaż Saca de las Yeguas to rytuał trwający setki lat, obwarowany przepisami administracyjnymi i standardami bezpieczeństwa, to najbardziej liczy się w tej imprezie zdrowy rozsądek i doświadczenie.
Pierwsze wzmianki o Saca de las Yeguas pojawiły się w 1504 roku. Wtedy to książę Medina Sidonia wprowadza pierwsze regulacje odłowu koni, które już wtedy musiały być tradycją wśród okolicznych rolników.
Lokalna społeczność żyje w bliskim kontakcie z końmi, od wieków są one nieodłączną częścią codzienności. W Aldea del Rocio ulice są przystosowane do przejścia stad koni. Nie są wyasfaltowane, ani obłożone kostką, po prostu leży tu naturalny, czysty piach. Zabudowa wioski zdradza, że konie są tu bohaterami; wszystkie domy mają specjalne belki do wiązania koni. Dosłownie jak na filmie o Dzikim Zachodzie.
W imprezie uczestniczą zarówno kobiety, dzieci jak i osoby starsze. Takiego wydarzenia jak Saca de las Yeguas nie można przegapić. Tym bardziej, że nie ma żadnych ograniczeń co do wieku i płci. Jednak większość yegüerizos to najczęściej młodzi mężczyźni. Bo też przed nimi trudne zadanie. Spędzają długie godziny w palącym słońcu, walcząc ze zmęczeniem, próbując zlokalizować stada, aby doprowadzić je rankiem 26 czerwca do La Boca del Lobo - dzielnicy przy wejściu do Aldea, a następnie do Almonte.
Stado galopuje otoczone kurzem, wokół słychać krzyki yegüerizos. Zapędzają je w krąg, aby konie się uspokoiły, a następnie są prowadzone przed wejście do sanktuarium jako hołd dla Maryi zwanej La Paloma Blanca lub La Reina de las Marismas. To XII-wieczny posąg Maryi Dziewicy, której dedykowana jest Romeria, jedna z najsłynniejszych w całej Hiszpanii.
To jeden z najbardziej ekscytujących i widowiskowych etapów Saca de las Yeguas. Pomimo, że czuje się w powietrzu napięcie i nerwowość jednak każdy z zaganiaczy porusza się z taką sprawnością, że ma się pewność, że zapanuje nad pędzącym stadem bez problemu.
Zdarza się, że rozszalałe konie wykonują nerwowe poskoki, wierzgają. Jednak najbardziej zdezorientowane są źrebięta. W ich oczach widać przerażenie. Niemal ocierają się o tłum. Od widzów dzieli je zaledwie metr lub dwa. W pewnym momencie hałas i krzyki cichną. Słychać tylko tętent kopyt. Czuje się pulsującą ziemię i oddechy rumaków. Przejazd stada trwa około godziny, potem nagle wszystko cichnie i plac pustoszeje. Tłum rozchodzi się do pobliskich barów otaczających świątynię.
Gdy kawalkada dociera do sosnowego lasu zatrzymuje się na odpoczynek, aby przeczekać największe upały i dać wytchnienie koniom w cieniu drzew. To czas świętowania w gronie rodziny. Do yegüerizos dołączają bliscy. Rozstawia się krzesła i stoliki. Wszyscy jedzą i piją zrelaksowani komentując dzisiejsze wydarzenia. Postojowi towarzyszy śpiew i ta charakterystyczna dla Andaluzji atmosfera fiesty.
Tuż przed zachodem słońca jeźdźcy znów są gotowi do drogi. Almonte przygotowuje się na przybycie koni. To ma być ostatni odcinek ich podróży - do la Huerta de la Cañada na obrzeżach miasteczka. Tam stado spędzi noc.
Ulice Plaza de Andalucia wypełnione są ludźmi. Poszczególne grupy koni przybywają w regularnych odstępach czasu. Konie są bardziej uległe i posłuszne niż rano. Są wyczerpane całodniową drogą. Zmęczenie daje się we znaki nie tylko koniom, ale także zaganiaczom. Zdarza się, że któryś z koni odrywa się od stada, wtedy wkraczają yegüerizos. Pomimo zmęczenia muszą być uważni przez cały czas. Gdy przechodzi ostatnia grupa koni zaczyna się wielka fiesta. Jest ona jedynie preludium do Feria de San Pedro, która ma rozpocząć się w przyszłym tygodniu.
Korzenie tradycji
Następnego dnia, już od wczesnych godzin porannych, długa procesja samochodów podjeżdża do ogrodzenia gdzie znajdują się konie. Zwierzęta są segregowane i przygotowywane na targ bydła, które inicjuje wielkie wydarzenie jakim jest Feria de San Pedro. Gapie, potencjalni nabywcy mogą obserwować jak konie są myte, szczepione. Przycina się im też ogony i grzywy.
Co jakiś czas pojedyncze konie zaganiane są do płotu, aby potencjalny nabywca mógł dokładnie im się przyjrzeć, ocenić ich wartość i rozpocząć negocjacje w sprawie ich kupna. Atmosfera robi się coraz bardziej napięta, przypomina klimat handlowych rozmów typowy dla tragów bydła. Konie, które jeszcze niedawno poruszały się po polach i lasach, teraz stały się przedmiotem biznesowych przetargów.
Dla zagranicznego gościa, który nie zna lokalnych zwyczajów i nie jest przyzwyczajony do wiejskiego klimatu rozmów i negocjacji, ta część imprezy może wydawać się mniej emocjonująca. Chociaż w oczach sprzedających i kupujących widać ogień i wielką pasję.
Konie są sprzedawane w cenie od 600 do 1500 €. Pomimo, że te silne i piękne zwierzęta wciąż są wykorzystywane w lokalnym rolnictwie, a Saca de las Yeguas cieszy się dużą popularnością to jednak kryzys spowodował, że impreza jest z roku na rok organizowana z coraz mniejszym rozmachem.
Jednak tradycja nie wydaje się być zagrożona. Saca de las Yeguas to kamień węgielny tego regionu. To po prostu styl życia i część obrzędu nierozerwalnie związanego z religią tych ziem. Jak napisane jest na tablicy w Almonte upamiętniającej bohaterskich yegüerizos :" Ten, kto nie wygrał na koniu grzęznąc w bagnie, nigdy nie jeździł konno".